Choć tegoroczny wyjazd wypadł w mało sprzyjających warunkach pogodowych, to obfitował w wiele ciekawych wydarzeń. Odbył się bieg otrzęsinowy, co dało możliwość integracji w poszczególnych chatkach. Miał również miejsce dzień otwartych chat.
– Uczestnicy mają możliwość poznania poszczególnych duszpasterstw – tych wrocławskich i opolskich. Przedstawiamy wtedy, co się dzieje w tych duszpasterstwach na co dzień. Każde duszpasterstwo zrobiło to inaczej – były plakaty, prezentacje, opowieści o wyjazdach, kursach, spotkaniach z gośćmi – mówi Marta Sygutowska, rzeczniczka obozu, i dodaje: – W tym roku zorganizowaliśmy też konkurs, który początkowo miał tytuł „Król ziemniaka”. Ale gazdowie się oburzyli, bo na Podhalu nie ma ziemniaków, tylko grule, musieliśmy więc zmienić na „Króla gruli”. I każda chatka, oprócz przedstawienia swojego duszpasterstwa, przygotowała również coś w tematyce ziemniaka. Zwycięzcą konkursu okazało się duszpasterstwo Maciejówka, które przygotowało lody ziemniaczane, naprawdę smaczne. Ludzie wykazali się niesamowitą kreatywnością.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ważnym wydarzeniem było spotkanie z gościem, którym w tym roku był ratownik TOPR-u i jednocześnie przewodnik górski. Można było poznać wiele aspektów trudnej pracy w górach, ale też zadawać pytania. Spotkanie przerodziło się w ciekawą, spontaniczną rozmowę.
Reklama
Na obozie były też konferencje, przygotowane przez pięciu duszpasterzy. Można było posłuchać o wierze, o życiu człowieka, postrzeganiu świata. Każdy mógł sobie wybrać chatę i interesującą go tematykę.
– Pogoda trochę nam popsuła plany, ponieważ nie doszła do skutku pielgrzymka na Wiktorówki. Udało się jednak wyjść w góry w kolejnych dniach. Zwiedzaliśmy piękne polskie Tatry, zdobywaliśmy różne szczyty na różnych poziomach zaawansowania. Spotykaliśmy się też na różnych szlakach – mówi Marta.
Na pytanie, czym jest dla młodych ludzi taki obóz, odpowiada: – To trzeba przeżyć! Co ja wyniosłam z obozu? Coś bardzo wartościowego: relacje. Na koniec obozu u nas w chacie mamy też uroczystą agapę. I to jest taki moment, w którym dzielimy się tym, co ten obóz nam dał. Każdy może wstać i powiedzieć coś od serca. I to jest niesamowite, gdy dzielą się nowe osoby, które nikogo tutaj nie znały. Często skusiły się na wyjazd, bo jest to tani wyjazd w góry. Ale w trakcie obozu obserwuje się niesamowitą zmianę w tych ludziach. Mówił o tym rok temu nasz kolega. Gdy przyjechał, stwierdził, że nie musi chodzić na Msze, bo nie ma przymusu. Ale po trzeciej Mszy złapał się na tym, że czekał już na kolejną. Spotkał tutaj niesamowitych ludzi i obudził w sobie taką żywą wiarę. No i to, że z obozu wyjeżdża się z niesamowitą ilością nowych relacji – podkreśla Marta.