Wielki sprawdzian
To drugi dzień. Idę po raz pierwszy, wszystkiego się uczę. Powtarzam sobie, że „tyle o sobie wiemy, na ile nas sprawdzono”, ale też: „wszystkie troski wasze przerzućcie na Niego, gdyż Jemu zależy na was”. Staram się sprawdzać siebie i przerzucać troski. Mam dobre, rozchodzone stare buty, koleżankę z dzieciństwa, która namówiła mnie na pielgrzymkę, i wiarę w to, że przecież intencja, którą Maryi niosę, jest tak ważna, że sama chcę ją powiedzieć, prosto do Jej ucha. I w związku z tym ze wszystkim dam sobie radę.
Pole nomadów
Miejsce na rozbicie namiotów wielkie jak okiem sięgnąć. Tropik przy tropiku. Małe domki wyrastają jeden obok drugiego. – Schowaj ten ręcznik, bo jak w nocy lunie, to wszystko sobie zmoczysz. – Nie będzie padać, zobacz, jakie jest niebo, nie ma ani chmury. Wyjmuję małą miskę i ruszam po wodę. Umycie stóp jest moim największym pragnieniem, ale kolejka jest długa. Każdy z miską w dłoni marzy o tym samym. Czekamy. Moja przyjaciółka z werwą tłumaczy coś innej siostrze. Wreszcie po półgodzinnych pogawędkach wędrujemy ostrożnie do naszego namiotu. Woda na wagę złota kołysze się w miskach. Siadamy. Będzie kąpiel.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
– Ewuś, zobacz, takich stóp nie miałam nigdy w życiu! – zdejmuję sandały i podnoszę do góry stopy w paski. – E tam, dziś są tylko brudne, ale uważnie patrz na otarcia. Bo jak się będą powiększały, zedrzesz aż do krwi, a wtedy ciężko będzie iść. Wymocz dobrze i obłożymy sobie stopy maścią mojej mamy. A jutro pójdziesz w skarpetkach, żeby pięt nie odbić od asfaltu. Pogawędki nad miską, smarowanie stóp, kanapki z dżemem. W tle muzyka pielgrzymkowych zespołów. – Skończyłaś? To idziemy potańczyć.
Zaskoczyć siebie
Gdyby ktoś mi powiedział, że po 28 km marszu będę miała ochotę na tańce, to popukałabym się w czoło. Tylko kąpiel i sen. Ale miałam! I nieźle mi szło!”Będę tańczyć przed Twoim tronem” – rozbrzmiewało po całej okolicy, a my wywijaliśmy na tych zmęczonych nogach wciąż i wciąż... Dorota od żółtej spódnicy, chłopak od opalonych policzków, który okazał się być Pawłem i całe rzesze ludzi, których trud wędrowania łączył jakoś dziwnie łatwo i od razu.
Ktoś kiedyś powiedział, że Kościół w tym najpełniej objawia swą moc, że ludzie, którzy wcześniej nigdy się nie znali, nagle stają się sobie bliscy. Tutaj to właśnie się działo. I ja tego doświadczałam.
Pędzel Wojtyły
Zwijanie namiotu nie jest moją najmocniejszą stroną, ale dziś moja kolej. Zwijam nasz „dom”, wciskam do wąskiego pokrowca. Uff, wszedł. Ludzie dookoła mnie wykonują takie same czynności. Zwijają śpiwory, polary, namioty... Na drzewie zawieszone małe lusterko, a przed nim starszy pan z pędzlem do golenia. Obrazek taki sam jak na słynnym papieskim zdjęciu drukowanym w tylu wydawnictwach: Wojtyła z twarzą w białym kremie. Kobiety czasem jednak mają lepiej, myślę.
Modlitwa palców
Reklama
Modlitwa w drodze oplata mi palce. Palce, nie serce, bo idziemy w rytm różańcowych tajemnic. Drewniane paciorki między kciukiem a wskazującym palcem. „Zdrowaś, Maryjo” – pasek od sportowych sandałków obciera mi miejsce pod kostką. „Łaski pełna” – boli coraz bardziej. „Pan z Tobą...” – a Ewa mówiła, żeby założyć skarpetki. „Błogosławionaś Ty między niewiastami...”. – Nic się nie martw – słyszę głos przyjaciółki – założysz skarpetki na postoju. Dźwigamy po dwie butelki wody, bo słońce praży niemiłosiernie. Nakrycia głów we wszystkich kolorach przepływają mi przed oczami. Musimy pięknie wyglądać z góry.
Pytanie nieretoryczne
– A jeśli nie dojdę? Minęły zaledwie trzy dni, przed nami jeszcze sześć. Jeśli nie dam rady? Żółta spódnica Doroty dziś kołysze się nad wyschniętą trawą i żółtym piaskiem. Idziemy polnymi drogami, to taki odcinek, który podobno wspomina się najmocniej. Bezmiar pól zmusza człowieka do wędrowania w ciszy. Cały chce się w niej schować, jakby podejrzewał, że to właśnie tam jest komnata spotkania z Bogiem. Dziś zaprosił nas do kontemplacji, myślę. Przez głośnik dochodzi głos księdza. Konferencja o miłości. O spotkaniu, o poznaniu. Jesteś, żyjesz – wiesz, co to znaczy? Twoje bijące serce to wyznanie Miłości Boga. Najpiękniejsze. Jedyne. Nie zepsuj tego, żyj tak, jak On chce, byś żył.
Dylematy i skarpety
Ląduję w punkcie służby medycznej dzisiaj już po raz drugi. – To TCHP – pada diagnoza. – A co to takiego? – moje przerażenie rośnie, bo widzę tylko stopy z czerwonymi plamami, które lekko swędzą, a najbardziej wtedy, gdy idę. – Typowa choroba pielgrzymkowa – wyjaśnia siostra sanitariuszka. – Asfaltówka, coś jak uczulenie na asfalt, poradzimy.
Reklama
– Ale czytałam, że alergia na asfalt nie istnieje – mądrzę się, nie wiadomo po co. Dziewczyny patrzą na siebie, a potem jedna z nich tłumaczy mi długo, że na pielgrzymce istnieją czasem rzeczy, które wykraczają poza podręczniki, a asfaltówka na odkrytych powierzchniach nóg rzeczywiście nie występuje, pojawia się tam, gdzie skóra ma albo miała kontakt ze skarpetami, pończochami, spodniami lub spódniczką, i może się pojawić także przez słabe spłukanie ze skóry resztek płynów do kąpieli. – Aby zapobiec asfaltówce, nie należy używać płynów ani płynnych mydeł do kąpieli, tylko normalnego mydła szarego albo oliwkowego – mówi spokojnie drobna szatynka. – Po kąpieli skórę należy bardzo dokładnie spłukać.
Teraz już wiem. Wszystko przez skarpety. Ale bez nich są otarcia. Co wybrać? Asfaltówkę w skarpetach czy otarcia bez skarpet? Stopy pielgrzyma – na szczęście tylko dwie. Stonogi, pielgrzymowanie nie dla was!
Święto dnia
Skulona siedzę pod drzewem. Nie wiem, może przesiąść się tam, gdzie świeci słońce, a zaprosić kogoś innego, żeby usiadł w cieniu? Cichy śpiew scholi, ludzie rozkładają karimaty. Teresa, starsza pani z siwym kokiem, sączy wodę z butelki. Ostatnie przygotowania. Ktoś jeszcze pyta o spowiedź. Czekamy na Eucharystię, świąteczny moment każdego dnia. – Jeśli nie dajesz rady iść, schowaj się w Eucharystii, wtul się w Nią – mówi moja przyjaciółka. Myślę, że na Golgotę wchodziło się trudniej.
Dojrzewanie serca
Znów ranek. Znów dżem. Znów zęby czyszczone w pośpiechu z kubkiem wody. I czesanie włosów, które są trochę obce, bo nieświeże. Już po półmetku, a ja dojrzewam w sercu do ważnej spowiedzi. Takiej porządkującej. Życie na wzór nomady oderwało mnie ode mnie. Błąd? Nie, ale chcę wrócić inna. Nieopalona, dumna z pokonanej trasy, z nowymi znajomościami – inna w środku. Chcę takiej spowiedzi dzisiaj. Czy starczy mi odwagi?
Uwaga, porządkowanie!
Reklama
Biało-czerwona taśma od drzewa do drzewa. Pośrodku krzesło, a na nim skulony człowiek w brązowym habicie i białej czapce. Rozmawiałam z nim już, teraz czekam. Na taśmie kartka, którą wiatr kołysze, jak chce: Spowiedź. Widziałam to już na poprzednich postojach. Konfesjonał otoczony taką taśmą, jaką policja oznacza teren wypadku: Uważaj, tu coś się wydarzyło. W życiu są wypadki przy pracy. Czy grzech jest wypadkiem przy pracy?
All for pielgrzym
„Będę śpiewał Tobie, Mocy moja” – płynie ponad łąką. Kontemplujemy tajemnicę krzyża, tajemnicę umierania. Dżem, krzyż, miska z wodą. Asfaltówka, otarte do krwi pięty. Ustawiam sobie w głowie hasła – skróty. Przedzieram się do przodu. Patrzę, jak przedziera się Ewa. Dziś obydwu nam trudno i mało rozmawiamy. Kryzys przechodzą też chyba Ania z Tomkiem, młodzi rodzice. Pchają wózek z dwuletnią Anielką i dokonują cudów, aby mała była najedzona, z suchą pieluchą, wyspana i nieutrudzona tym wszystkim.
Kim bym była, gdybym nie poszła, gdybym nie dała się namówić? Coraz wyraźniej widzę, że to kluczowe doświadczenie i że za rok chcę pójść znowu. Stoimy w długiej kolejce po chleb. Jak oni to wszystko organizują, że tak dobrze działa? Wszystko na czas. Czy ludzie ze służby porządkowej i z zaopatrzenia w ogóle śpią? Przy ich pracy nasza wędrówka jest luksusem pielgrzymowania.
Deszcz i pasztet
Lunął deszcz. Nie, nie spadł – lunął. W butach chlupie mi woda. Plecaki schowałyśmy do worków na śmieci, na wszelki wypadek zawiązując je od dołu. Mamy parasole, ale po kilku godzinach marszu ręka drętwieje od trzymania. Przenośny głośnik też w niebieskim worku. Dziwne, bo mimo pogody w grupie radośnie. Anielka śpi słodkim snem nieświadomego dziecka. Dziś znów przydał się wózek, łatwiej w nim schować małą przed deszczem. W słoneczne dni Tomek niósł małą w specjalnym nosidełku na plecach.
Reklama
Asia z Michałem trzymają się za ręce. Już wiem, że wzięli ślub dwa tygodnie temu, a ta pielgrzymka to ich podróż poślubna. W Częstochowie mają zamiar ubrać się w swoje ślubne stroje i w białej sukni i garniturze wejść pod Jasnogórski Szczyt. Czy zrozumieliby to szaleństwo ludzie odwiedzający strony: www.modnyslub.pl? – Czy ma ktoś kawę w termosie? – Wojtek rozmarzył się na postoju. Ktoś wyciąga rękę z kubkiem. Muzyczni grają rzewnie do bułek z pasztetem. Nie leje, nie pada, nawet nie kropi. Ale nie wyrzucamy worków. Podsuszamy na słońcu i przypinamy zwinięte do plecaków. Oby nie były potrzebne.
Eliksir z wiadra
Idę, idę, idę. Mam na głowie wianek z kłosów żyta i chabrów. Ewa uwiła na postoju dwa: dla mnie i dla siebie. Jesteśmy siostry owsianki i robimy sobie zdjęcia w nowych nakryciach. Dopojone kompotem z jeżyn, uśmiechamy się obie. Szliśmy przez wioskę, w której miejscowi ludzie ustawili przy drodze stoliki z wiadrami kompotu. Wtykali nam kubki do rąk, niektóre z pań ocierały łzy i kazały pamiętać o sobie u Maryi. Intencje od jeżyn – myślę o tych ludziach i o ich sercach. Co musi być w człowieku, że kłuje się najpierw w jeżynowych zaroślach, gotuje potem hektolitry kompotu, żeby wynieść przed dom, bo przyjdą pielgrzymi? Wzruszenie to zbyt mało pojemne słowo, by pomieścić to wszystko.
Smak finiszu
Reklama
Czujemy już smak finiszu, jeden dzień to mało, ale dla owiniętych bandażem nóg to cała wieczność. Idę w adidasach. Ewa też. Każdy z naszej grupy choć przez krótki czas niósł dziś na plecach Anielkę w nosidełku. Chcieliśmy pomóc rodzicom, to taki pomysł grupy. A po cichu chyba trochę rodzaj pokuty. Bo wtedy jest trudniej, ciężej. Przypomniała mi się historia, znana, zasłyszana nie wiem gdzie, jak ktoś miał pretensje do Jezusa, że obiecał, iż zawsze będzie szedł obok, krok w krok, a na piachu były ślady tylko jednych stóp. – Gdzie wtedy byłeś, Panie? Zostawiłeś mnie? Miałeś być zawsze! – Wtedy niosłem cię na moich ramionach – odpowiedział Jezus. Być choć trochę jak On, aby spłacić dług. Niosę Anielkę. Na początku nieźle, ale potem z każdym metrem jakby ważyła tonę. Czy ja też ważę tonę, gdy zwlekam ze spowiedzią?
Już niczego nie chcę
Majaczy. Majaczy na horyzoncie. Jak fatamorgana. Jest tumult bębnów, gitar, ludzkich głosów. Machają do nas ludzie – z okien i chodników. Wchodzimy. Wchodzimy. Wchodzimy! Nie dociera do mnie. Jeszcze nie rozumiem. Widzę smukłą wieżę w pełnym słońcu, między dwoma pasami zielonego parku. Mocniej ściskam rękę Ewy. Ona prawie zgniata mi palce! Nie umiem wykrztusić słowa. Nie wierzę. Po dziewięciu dniach wędrówki jest Jasna Góra. Wszystkie moje zmagania, bandaże, plastry, zmoczone buty, namiot, miska, Eucharystie, Apele, Różańce, nawiedzone po drodze kaplice są za mną. Przede mną tylko Ona! Podchodzimy pod Szczyt, nasza kolej. Cichnie tumult, trzymamy się za ręce. Wszyscy jak porażeni klękają, niektórzy kładą się twarzą na ziemi. Plecami Teresy targa szloch. Już nic nie widzę. Już niczego nie chcę. Już wszystko mam. Jest Mama. I nagle poraża mnie myśl, że Ona tu na nas czekała, że robiła wszystko przez te dni, abyśmy doszli! Że szliśmy do Niej, ale z Nią. Powiewają flagi. Zdejmuję buty i siadam na wytartej trawie. Ewa robi to samo i uderza nas znany dobrze zapach schodzonych skarpetek i maści. Zakładamy czyste, białe jak śnieg.
Wiążemy buty i ruszamy do Kaplicy. – Nie wypada witać się z Mamą w brudnych – tłumaczyła mi wiele dni temu Ewa. – Zachowaj jedne, wyjątkowe, na tę szczególną chwilę. Zachowałam. Mam białe skarpety, serce po spowiedzi. Mogę się witać. Idziemy.