Zainspirowały mnie słowa Wandy Błeńskiej: „Wszędzie są dobrzy ludzie”. To prawda. Ludzie dobrzy nie są surowi w ocenie innych, zawsze zobaczą choć iskrę dobra, usprawiedliwią wielkodusznie dostrzeżony ogarek zła.
Dobre przyjaźnie
Taką osobą była również przyjaciółka Wandy Błeńskiej – Janina Bartkiewiczówna. Gdy wokół kogoś krążyła ujemna opinia, szukała przyczyny jego zachowania, a nawet usprawiedliwienia. Mawiała wtedy: – Może nie był świadomy skutku swego zachowania, może chciał dobrze, a wyszło źle? Niesprawiedliwe osądy swego zachowania z góry wybaczała. Niektóre osoby z jej otoczenia to drażniło, ja także przypisywałam jej naiwność, bo nie rozumiałam jeszcze wtedy, że ludzie dobrzy są naiwni. A okazji do takich obserwacji miałam wiele, będąc blisko niej przez kilka lat poprzedzających jej wyjazd do kliniki dr Wandy Błeńskiej w Ugandzie – byłam jej podkomendną po linii harcerskiej. Wiem o trudnościach z ukończeniem przyspieszonego kursu języka angielskiego (który robiła zresztą na swój koszt), o kamienistej drodze do uzyskania wizy (jako działaczka harcerska z przedwojennymi poglądami była na indeksie harcerskich i partyjnych władz wojewódzkich). Byłam też słuchaczką jej relacji z życia oraz adresatką kilkunastu listów z Ugandy. Korespondencję o wiele bogatszą wydała w formie książki Listy z Ugandy znana w Toruniu harcmistrzyni Beata Chomicz.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Dobro wraca
Reklama
Pozwolę sobie również na drobne, a może istotne uzupełnienie do okupacyjnego okresu życia dr Wandy Błeńskiej. Otóż z relacji hm. Janiny B., która również wtedy pracowała w Zakładzie Higieny (i także doświadczyła represji) wynika, że pomoc niemieckiego lekarza Wilhelma Geigera polegała nie tyko na ponownym ich zatrudnieniu, ale – przedtem – na oświadczeniu przed Gestapo, że jest absolutnie pewny ich lojalności. Dzięki temu możliwe było wykorzystanie drogi okupu dla uwolnienia. Natomiast powodem aresztowania nie był donos, zdrada kogoś z pracowników, ale kontrola pocztowa paczek przesyłanych do obozów koncentracyjnych. Doktor Wanda kierowała grupką polskich pracownic Zakładu Higieny, potajemnie pozyskujących leki i przemycających je w paczkach do obozów, przeważnie do Potulic. Jakiś ślad naprowadził kontrolerów niemieckich pod adres toruńskiego Zakładu Higieny kierowanego przez dr. W. Geigera, lekarskiego specjalistę i dobrego człowieka.
Ten kontakt dobrych ludzi miał swój epilog po zakończeniu wojny: dr Geiger przysłał na zapamiętany adres Państwa Bartkiewiczów list z zapytaniem: „Czy Janina i Wanda żyją?”. Janina odpowiedziała, nawiązując z nim pewną korespondencję, a będąc na wycieczce w NRD odwiedziła byłego szefa, podziękowała mu za okazane jej i Wandzie dobro. Spotkanie to sprawiło obopólną radość.
Dobro docenione
Do toruńskich epizodów z życia Wandy dodać mogę informację, że była prymuską toruńskich szkół żeńskich i obok prymusa szkół męskich stanowiła delegację toruńskich uczniów na uroczystości ku czci Juliusza Słowackiego podczas przewożenia jego trumny z Paryża na Wawel w 1927 r. Na trasie Gdańsk-Kraków trumna podróżowała statkiem wiślanym z etapowym przystankiem w Toruniu. Tu została uczczona powitaniem przez społeczność miasta. Za godną reprezentantkę toruńskiej młodzieży społeczność ta uznała właśnie uczennicę Gimnazjum Żeńskiego – Wandę Błeńską.