Częstym błędem jest założenie, że albo Bóg kocha bezgranicznie i daruje nam przewinienia, albo wynagradza za dobro, a za zło karze. Albo jest miłosierny, albo sprawiedliwy. Założenie, że jedno wyklucza drugie, rodzi się z niewłaściwego rozumienia przymiotów Boga i prowadzi do tworzenia dwóch stających naprzeciw siebie obozów we wspólnocie Kościoła.
„Miłosierdzie” jest słowem, które we współczesnym życiu religijnym pojawia się coraz częściej. Nie brakuje jednak przeciwników tego trendu, którzy zarzucają, że porzucono np. w kaznodziejstwie mówienie o Bożej karze i wzywanie do ratowania swojej duszy. Zarzucają oni przy tym, że Bóg Miłosierny służy współczesnym kaznodziejom do usprawiedliwiania grzechów i „głaskania” grzeszników. Taki zarzut może wynikać z błędnego rozumienia Bożego miłosierdzia. Bóg nie jest pobłażliwy wobec grzesznika. Nigdzie w Piśmie Świętym nie przeczytamy, że Bóg przymyka oko na człowieka, który odstępuje od Bożego Prawa. Każdy zatem, kto głosi zdrową naukę na temat miłosierdzia Boga wobec człowieka, będzie wskazywał na żal za grzechy, a nade wszystko na potrzebę uznania swojej grzeszności i pragnienie nawrócenia. To człowiek podejmuje decyzję o przystąpieniu do sakramentu pokuty i pojednania, aby doświadczyć miłosierdzia. Nie zmienia to faktu, że to właśnie Bóg zawsze czyni pierwszy krok w kierunku człowieka. Nikt z ludzi nie musi zasłużyć sobie na Bożą miłość. Bóg pierwszy go kocha i jest to miłość bezwarunkowa.
Pomóż w rozwoju naszego portalu