Jeszcze niedawno wydawało mi się, że o krzyżu wiem prawie wszystko – ba, byłam przeświadczona, że mam do tego specjalne prawo. W końcu wraz z Mamą w czasach wojującego komunizmu wieszałyśmy go w klasach, kiedy to pod pozorem malowania szkoły próbowano raz na zawsze rozwiązać problem krzyża. Na szalę Mama nauczycielka rzuciła wówczas nasz w miarę dobry status materialny. Ojciec, dyrektor owej szkoły, mógł stracić pracę. Losy potoczyły się tak, że pracy nie stracił. Powodziło się nam jak na tamte czasy całkiem przyzwoicie.
Reklama
Później przyszły lata 80. – Krzyż, Matka Boża i opor- nik w klapie, Mistrzejowice z ks. Jancarzem i niekiedy ks. Popiełuszką, coroczne piesze pielgrzymki na Jasną Górę – te legalne i te niezupełnie legalne. I ich atmosfera, która powodowała, że robiliśmy krzyże dosłownie z wszystkiego, co dało się skrzyżować – zapałek, patyków owiniętych bandażem, nitką. Wielkie idee. Gdy zdobyłam upragniony dyplom lekarza, utwierdziłam się w przekonaniu, że o krzyżu i cierpieniu wiem niemal wszystko – chore dzieci, śmierć na każdym kroku, ból, niepełnosprawność. Po latach zdążyłam się z tym oswoić, zobojętnieć. Wydawało się, że mnie nie dotyczy. Zresztą trzeba się było zająć budowaniem swojej małej stabilizacji: mieszkanie, samochód, rodzina, podróże i chroniczny brak czasu. Krzyż oddalał się, owszem, był obecny zawsze gdzieś w tle, później na horyzoncie – taki zupełnie malutki.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Dziś wiem, że to nie krzyż malał, to ja oddaliłam się od niego tak, że o mało nie straciłam go z oczu. Opamiętanie po kilkunastu „letnich” latach jednak przyszło, zapewne dzięki wcześniejszym zasługom i modlitwom prawdziwych przyjaciół i rodziny. I o dziwo, gdy krzyż był daleko, oszczędzała mnie sprawiedliwość Boga. Z chwilą jednak, kiedy udało się powrócić na pielgrzymkowy szlak, nie chciał się zgodzić na dalszą uświęconą drogę Ten, który był pobłażliwy dla grzesznej.
Mój krzyż (a może tylko krzyżyk) został mi włożony na ramiona wbrew mojej woli (a nawet mimo protestów) tak jak dwa tysiące lat temu Jezusowi, w czterdziestostopniowym upale, w czasie pierwszej po wielu latach pielgrzymki na Jasną Górę. Wapienny szlak okolic Ojcowa, topiący się asfalt, pot, zmęczenie i zespół muzyczny, który jak mantrę do znudzenia powtarzał oazową piosenkę, a właściwie refren: Widzę, widzę, alleluja, Pan przywrócił wzrok. A ja, wprawdzie nie nagle, ale stopniowo traciłam wzrok, aż do całkowitego zaniewidzenia na jedno oko.
Reklama
Prawdą jest mądrość ludowa, że „Pan, gdy daje krzyż, to jednocześnie daje moc do jego dźwigania”. Tą mocą w moim przypadku okazała się zapomniana już najkrótsza modlitwa, która nigdy nie zawodzi: „Niech się stanie wola Twoja, Panie”. Wolą Pana w środku upalnego sierpnia znalazłam się w Szpitalu Okulistycznym w Witkowicach – gdzieś na peryferiach XX wieku z cudowną kaplicą Matki Bożej Niepokalanej. Szpital w czasie pierwszej wojny światowej był schroniskiem dla sierot wojennych chorych na nieuleczalną wówczas jaglicę.
5 czerwca 1927 r., w uroczystość Zesłania Ducha Świętego, wybuchła prochownia wojskowa znajdująca się o 200 m od zakładu. Ta katastrofa spowodowała całkowite zniszcze- nie wszystkich budynków zakładu. Mimo zupełnej ruiny budynku, w którym znajdowała się kaplica, figura Matki Bożej ocalała, znajdowała się na postumencie odwrócona twarzą w stronę prochowni. Wiele dzieci zostało poranionych odłamkami szkła, tynku, ale wszystkie cudownie ocalone pozostały przy życiu. Dziwnym zbiegiem okoliczności w tym dniu personel i dzieci po Mszy św. otrzymały z rąk kapelana cudowne medaliki Matki Bożej Niepokalanie Poczętej. Najświętsza Panna dała znać o swej opiece nad dziećmi sobie powierzonymi.
I chociaż w tym cudownym miejscu nie nastąpiła najmniej- sza poprawa mojego wzroku, to w sposób cudowny odzyskałam łaskę wiary. Niewidomi widzą więcej – powiedział ktoś. I miał rację. Brak telewizji, komputera, gazet i z konieczności skazanie na radio spowodowało, że odkryłam na nowo Różaniec, cudowny medalik, Radio Maryja, homilie Ojca Świętego Jana Pawła II, na które wcześniej brakowało albo czasu, albo chęci. Pan najpierw przywrócił wiarę, a potem wzrok. Bo wzrok w końcu wrócił, tak jak niewidomemu żebrakowi Bartymeuszowi. Może nie w stu procentach, ale w stopniu wystarczajacym, aby wrócić do pracy i ponownie dostrzegać krzyże, które niosą inni. Modlę się, aby gdy przyjdzie prawdziwy krzyż, wiara pozostała.
Promuj akcję na swojej stronie internetowej
Wklej kod na swojej stronie internetowej (750px x 200px)
<a href="https://www.niedziela.pl/wielkipost"><img src="https://www.niedziela.pl/download/baner-niezbednik-wielkopostny-2023-750x200.jpg" alt="niedziela.pl - #NiezbędnikWielkopostny2023" /></a>
Wklej kod na swojej stronie internetowej (300px x 300px)
<a href="https://www.niedziela.pl/wielkipost"><img src="https://www.niedziela.pl/download/baner-niezbednik-wielkopostny-2023-300x300.jpg" alt="niedziela.pl - #NiezbędnikWielkopostny2023" /></a>
Jeżeli potrzebujesz banera o innym rozmiarze lub umieściłeś baner, napisz do nas: internet@niedziela.pl